10.02.2020
Wywiad dla “Bajubajka”
- Zadebiutowała Pani piękną historią o Kasi i jej wigilijnym cudzie. Czy to historia pisana życiem ?
Pomysł napisania bajki dla dzieci był w mojej głowie od dawna, ale jej scenariusz pierwotnie był zupełnie inny. Ciężko mi też było się zebrać do zrealizowania tego pomysłu, no i obawa, że może nikt nie zechce tego przeczytać 🙂 Ale wszystko ma w życiu swój moment, a plany czasem potrzebują bodźca, aby zostały zrealizowane.
„Kasia” tak naprawdę narodziła się we mnie, kiedy miałam szczególny i trudny na wielu płaszczyznach czas, taki moment w życiu, kiedy musiałam się zatrzymać, przewartościować pewne rzeczy, zadbać o siebie, kiedy też okazało się, że niektóre moje plany i marzenia nigdy nie zrealizują się w takiej formie jakiej bym pragnęła, kiedy był we mnie smutek i ból, ale też ciągle jeszcze nadzieja… na cud. To właśnie wtedy historia małej dziewczynki z domu dziecka, czekającej na swój cud wylała się niemal natychmiastowo z mojej głowy i… mojego serca. W trakcie pisania zrodził się też nowy pomysł –a może zrobić coś więcej? Może nadać temu choćby mały sens? Może znaleźć dom dziecka, któremu będę mogła choć symbolicznie pomóc? Wertując internet trafiłam na Dom Dziecka dla Małych Dzieci w Łodzi. Nie wiem do końca czemu wybrałam właśnie ten, bo chciałoby się wybrać też każdy inny. Ale musiałam wybrać i ostatecznie podjęłam taką właśnie decyzję. Książka miała być elementem wymyślonej przeze mnie idei „Bajka Pomagajka” czyli książeczki nie tylko do czytania, ale i do pomagania. Potem to jeszcze bardziej ewaluowało i postanowiłam wykorzystać swoje zawodowe kontakty, aby zachęcić innych do włączenia się do akcji. I tak wysłałam maile do kilku firm z prośbą o wsparcie– choć nie lubię prosić i zawsze było to dla mnie bardzo trudne. Tym razem jednak prosiłam nie dla siebie – bo książkę zdecydowałam się wydać sama, za własne środki. Prosiłam dla dzieciaczków. Proponowałam, aby w miarę możliwości przekazać darowizny bezpośrednio na rzecz domu dziecka, a w zamian za to, ja na łamach swojej książki zamieszczę logotypy tych firm, które zechcą się włączyć w akcję „Bajki Pomagajki”. I oto dzięki otwartym sercom ludzi pracujących w kilku firmach możecie teraz znaleźć te logotypy na stronach mojej książeczki i na stronie www.bajkapomagajka.pl, a do domu dziecka trafiły różne dary. I choć wiem, że zawsze potrzeby są o wiele większe, to jednak jeśli nasze działania są nawet tylko kroplą w morzu potrzeb warto dołożyć choćby tę jedną kroplę. Kiedy jakiś czas później, już z wydrukowaną książką i z bagażnikiem wypełnionym różnymi rzeczami, które jeszcze uzbierałam pojechałam osobiście do Domu Dziecka w Łodzi możecie domyślać się jakie wywarło to na mnie wrażenie. Kiedy pani Dyrektor opowiadała o domu, o trafiających do niego dzieciach, o historiach które nigdy nie powinny mieć miejsca, o codziennych problemach – serce pękało na pół i chciało krzyczeć dlaczego dorośli gotują tak straszny los małym, bezbronnym istotom. Wszystko to przeplatały też małe radości np. historia o wolontariuszce, która przychodziła pomagać przy dzieciach i tak bardzo związała się z jednym z nich, że podjęła decyzję, aby zostać mamą zastępczą, o osobach pracujących w domu dziecka, które z oddaniem opiekują się tymi skrzywdzonymi przez los i dorosłych dziećmi, widok młodej, nieletniej mamy z czułością zajmującej się swoim dzieckiem, która tam właśnie po urodzeniu dziecka znalazła schronienie i pomoc, aby móc dokończyć szkołę… To są widoki i przeżycia, które zostają z Tobą już na zawsze…
Wracając więc do pytania czy to historia pisana życiem… Po części można tak powiedzieć, choć niedosłownie. Na pewno pisana wielką miłością do dzieci i przewrotnością jaką niesie czasem ze sobą życie. W bajce Kasia czeka na swój cud, tymczasem sama nie ma świadomości, że to ona jest cudem. Bo każde dziecko jest cudem. Bo wiele ludzi pragnie tego cudu, a on się nie zdarza. Inni natomiast nie rozumieją, nie doceniają tego, że ten cud otrzymali. Moja bohaterka szczęśliwie otrzymała swój upragniony cud, ale też spełniła marzenie swoich nowych rodziców. Oby w życiu były zawsze tylko takie szczęśliwe zakończenia! Byłoby CUDOWNIE 🙂
- Ile jeszcze pięknych historii, bajek kryje Pani w sercu i szufladzie ? Czy w najbliższym czasie będziemy mogli przeczytać coś jeszcze Pani autorstwa ?
W planach mam dalszą część historii o Kasi, zaczęłam ją już nawet spisywać…Ale nie mam teraz tyle czasu i możliwości skupienia się nad tym ile miałam wtedy, kiedy powstała Kasia. Poza tym, pewnie tak jak poprzednio – musi być ten odpowiedni moment i wtedy historia sama się dokończy w mojej głowie.
A czy coś więcej? Zobaczymy…
- Czy osobiście wierzy Pani w cuda ?
Słowo cud brzmi bardzo wzniośle i kojarzy się z czymś nieprawdopodobnym lub przynajmniej mało prawdopodobnym, dla niektórych ma wymiar religijny, inni twierdzą, że tylko głupcy wierzą w cuda. Czasem mamy w życiu tak trudne sytuacje, że nawet jeśli jesteśmy niewierzący modlimy się o cud, często wręcz szantażujemy „Boże jeśli jesteś- uczyń cud”…
Ale tak naprawdę często tych cudów nie dostrzegamy. A one dzieją się codziennie. Jeśli jesteś zdrowa, siedzisz w przytulnym domu, a obok Ciebie są Twoi bliscy, to właśnie w Twoim życiu dzieje się jeden z cudów. My traktujemy to jako pewniak, coś co jest normalne, zwykła codzienność. Ale dla kogoś innego może to być wielkim pragnieniem, marzeniem, modlitwą o cud…
Więc tak. Wierzę w cuda. Wierzę, że dzieją się każdego dnia, choć czasem maleńkie, na pozór niedostrzegalne, nie tak efektowne jak byśmy sobie wyobrażali. My chcemy większych, bardziej spektakularnych. I myślę, że takie też się czasem dzieją. Choć nie zawsze. Nie za każdym razem, kiedy my tego chcemy. Czasem zamiast cudu dostajemy solidną lekcję pokory. I najtrudniejszą sztuką w mojej ocenie jest właśnie akceptacja tego co niesie nam los, dostrzeżenie i docenienie tego co już mamy. Wybiegamy myślami gdzieś daleko, marzymy jak to byłoby cudownie gdyby….I często trudno nam się pogodzić z tym, że tego nie dostajemy….Większość z nas w swoim życiu pewnie dostała taką lekcję. Ale jeśli się chwilę zastanowisz, naprawdę odnajdziesz te cuda, które już zadziały się w Twoim życiu na pewno. Ja, Ty, każdy z nas jakieś otrzymał. I trzeba je odnaleźć i być za nie wdzięcznym. Każdego dnia staram się tego uczyć. Nawet kiedy jednego dnia wydaje ci się, że już to zrozumiałaś, a następnego znów bywa trudno i płaczesz za czymś co w twoim odczuciu utraciłaś, choć jeszcze tego nie miałaś. Ale może nic nie dzieje się bez powodu? Może właśnie dzieje się to, co jest najlepsze dla Ciebie w tym momencie? Bo tak naprawdę nie wiesz, czy to co sobie zaplanowałaś i wymarzyłaś potoczyłoby się właśnie tym wymarzonym scenariuszem. Albo może właśnie dlatego, że ten wielki cud nie przychodzi tak łatwo jest cudem? Coż to byłby za wielki cud, gdyby wydarzał się zawsze kiedy o niego poprosimy, na każde zawołanie. Nie oznacza to jednak w moim odczuciu, że nie należy w niego wierzyć, o niego prosić i próbować pomagać w jego realizacji. Nie można się tylko załamywać i mieć pretensji jeśli się nie wydarzy. Czasem próbuję sobie tłumaczyć, że może ktoś w danym momencie bardziej tego cudu potrzebował i może Boskie możliwości też są ograniczone, albo raczej wyważone.
Nie wiemy tego.
- Czytelnicy z chęcią poznają Panią bliżej . Czy zechciałaby Pani powiedzieć o sobie kilka słów ?
To jest zawsze dla mnie najgorsze pytanie, bo nie lubię o sobie mówić 🙂 Ale dobrze, w kilku słowach. Jestem mamą prawie dorosłej, 15-letniej już, wspaniałej córki – i to właśnie jest ten mój największy cud, który już się wydarzył! Mam też przy sobie kochanego partnera, a w naszym domu mieszkają jeszcze pies i kot-moi synkowie, tak ich nazywam :-). Zawodowo zajmuję się sprzedażą powierzchni reklamowych -przez wiele lat w dużym wydawnictwie, teraz aktualnie podejmuję nowe wyzwania w tym temacie. W wolnym czasie bardzo relaksującym dla mnie zajęciem jest tworzenie rzeczy handmade – szyję różnego rodzaju ekotorby, plecaki, woreczki na bieliznę, ostatnio szydełkowe eko myjki, kołderki dla dzieci, proste maskotki i różne inne robótki. Stworzyłam swoją markę MIYA handmade, która oczywiście jest bardzo raczkująca i bardziej hobbystyczna niż komercyjna, nie są też to może jakieś mega wyszukane rzeczy, ale tworzenie ich daje mi ogromną frajdę i bardzo mnie odstresowuje. No i są oczywiście książki. I ciągle zbyt mało czasu, aby przeczytać te wszystkie, które by się chciało.
- Jakie miejsce w Pani życiu zajmują obecnie książki ? Czy sięga Pani może jeszcze po bajki dla dzieci ?
Zawsze ważne. Wiadomo, ciągle brakuje nam czasu, czytamy czasem więcej, czasem mniej, ale książka powinna być zawsze tą wartościową rzeczą, która nam towarzyszy. I dla mnie osobiście – zawsze ta papierowa, nie żadna elektroniczna. Bo ta papierowa ma ten zapach i magię. Po książki dla dzieci aktualnie już niestety sięgam rzadko, czasem mam okazję poczytać moim małym bratanicom i zawsze sprawia mi to dużą przyjemność. Uwielbiam bajki, w dzieciństwie bardzo podziwiałam autorów bajek i wyobrażałam sobie, że ich dzieci muszą mieć strasznie fajnie bo na pewno taki rodzić opowiada swojemu dziecku ciągle nowe bajki, wprost wysypują się one z rękawa. Kiedy moja córeczka była mała bardzo dużo jej czytałam. Mieliśmy w domu sterty książeczek i ciagle kupowałam nowe, choć i tak były te ulubione, wałkowane tysiące razy i znane na pamięć. Nie można było wtedy np. podczas czytania na dobranoc przymknąć oka i zamienić słów bo natychmiast było to wyłapane :-). Trochę ubolewam, że obecnie młodzi ludzie więcej czasu spędzają ze smartfonem niż z książką, ale mam nadzieję, że w ich życiu też przyjdzie czas że jeszcze chętnie do tych książek powrócą.
- Jaką książkę, bajkę wspomina Pani najbardziej z dzieciństwa.
Z pewnością nie miałam w domu rodzinnym tylu książek co miało moje dziecko, ale chyba najbardziej pamietam taką ulubioną książkę „Trzy Róże”. Była zbiorem kilku pięknych opowiadań, w tym właśnie „Trzy Róże” czyli trochę przerobiona historia o „Pięknej i Bestii”. Wychowałam się też na Baśniach Andersena oczywiście.
- Jeżeli miałaby Pani możliwość przeniesienia się do książki, choć na chwilę i żyć życiem bohatera jednej z nich . Kto to by był ?
Nieskromnie wybierając postać z mojej książeczki zdecydowanie byłabym mamą Kasi, tą nową mamą, którą dziewczynka otrzymała od losu, bo to ona właśnie dostała swój drugi cud, drugą córeczkę. W książce nie ma tak wiele mowy o Hani (bo tak właśnie ma na imię mama), główną uwagę rzecz jasna skupiamy na dziewczynce, ale wyobrażam sobie, że uczyniłam ją bardzo szczęśliwą wymyślając jej taką rolę w moim opowiadaniu. Chciałabym móc też tak uszczęśliwiać ludzi w realnym życiu 🙂
A z innych książek? Tak naprawdę jeśli autor potrafi sprawić, że wczuwasz się w jakąś postać, chciałabyś nią być lub w niej się odnajdujesz to już jest ta magia literatury. Czytając rysujesz sobie w wyobraźni tego bohatera, a czasem faktycznie się z nim utożsamiasz. Ale chyba każdy powinien żyć swoim życiem więc nie zastanawiałam się głębiej jakim bohaterem z książki chciałabym być. Ważne, kiedy w momencie jej czytania jestem w jej środku i czuję jakby fabuła toczyła się wokół mnie, jakbym sama tam była. Wtedy przeżywam ją tak jak należy. I autor osiągnął swój cel.
- Uważa Pani, że książki, zwłaszcza bajki moją taką moc, aby pomagać ? Czy jakaś bajka pomogła Pani szczególnie w życiu ?
Oczywiście, że tak. Samo czytanie buduje w nas wrażliwość, rozwija nas, wzbogaca. Są książki, które pomagają w sposób realny. Choćby nawet ta, o której się dowiedziałam ostatnio z Pani posta: „Niewidzialni” – stworzona przez ludzi, których dotknęła bezdomność. Z ręką na sercu – kto z nas przechodząc obok osoby bezdomnej zagłębia się w jej los. Nawet jeśli wesprzemy taką osobę datkiem czy jedzeniem, nie próbujemy jej poznać bliżej, dowiedzieć się dlaczego żyje w ten sposób, nie zastanawiamy się co czuje. Myślę, że ta książka może być niezwykłym doświadczeniem i pozwoli nam na chwilę zatrzymać się i znów – to co już mówiłam wcześniej – dostrzec te cuda, które my dostaliśmy w życiu, a Ci ludzie doświadczyli ich mniej, może pozwoli nam to przez chwilę docenić to co mamy i pomyśleć, jak możemy się tym podzielić. Oczywiście powodów bezdomności jest wiele, można mówić, że to czasem na własne życzenie, ale często nie jest to tak bardzo oczywiste. Ludzi dotykają w życiu różne tragedie, z których nie zawsze potrafią się podnieść i czasem łatwiej jest uciekać i przerzucić swój ból psychiczny na trud bezdomności. Nie oceniajmy tak łatwo. Czasem wystarczy, że otworzysz uszy na to co mówi człowiek i zobaczysz, że nie wszystko jest jednak czarno-białe. Na pewno chcę ją przeczytać. I myślę, że taka książka może pomagać – bezdomnym, aby zostali choć trochę zrozumiani i nie byli niewidzialni, a nam może pomóc pewne rzeczy zrozumieć.
Tak samo jest z bajkami. Jest naprawdę wiele wspaniałych i mądrych książeczek, które mogą pomóc zarówno dziecku jak i rodzicom w różnych problemach. Pisząc „Kasię i Jej Wigilijny Cud” chciałam poruszyć temat dzieci z domu dziecka, o którym pewnie rzadko rodzice rozmawiają z dziećmi. Pomyślałam, że książka może być pretekstem, aby taką rozmowę z dzieckiem przeprowadzić, pomóc mu zrozumieć, że są dzieci, które z różnych powodów nie mieszkają w rodzinnym domu, mieszkają w takich placówkach, że są też ludzie, którzy decydują się na adopcję. A dzieci z domu dziecka nie są ani inne, ani gorsze, one są też wspaniałe, tak jak wspaniała i dobra dla wszystkich była Kasia. I zasługują na szczęście i na miłość.
- Zdradzi Pani swojego ulubionego autora ?
Oj nie wiem czy mam ulubionego. Chyba nie. Mam momenty, że przez jakiś czas zachwycam się jednym i podobają mi się jego książki, a potem trafiam na coś innego i też się zachwycam. Teraz jestem na etapie nadrabiania Olgi Tokarczuk, której wstyd się przyznać nie czytałam wcześniej. A teraz to nasza Noblistka, ogromna duma, więc trzeba. A słuchając jej pięknej, poruszającej serce przemowy myślę, że też wspaniały człowiek. Więc na pewno warto zapoznać się z jej twórczością i czerpać dla siebie jak najwięcej.
Generalnie uważam, że to jest wielki dar potrafić wciągnąć czytelnika, zachwycić go, przenieść do świata, który się stworzyło. Podziwiam i zazdroszczę takiego talentu. Chciałabym sama kiedyś dojrzeć do napisania książki również dla dorosłego odbiorcy, ale nie śmiem na razie o tym marzyć. Mam nadzieję, że póki co uda mi się jeszcze napisać coś dla dzieci (a może też trochę jednocześnie dla ich rodziców). Dzieci są uroczymi odbiorcami. Kiedy obserwuję dziecko słuchające jakiejś bajki niemal z wypiekami na twarzy zawsze mnie to bardzo wzrusza. No i który dorosły czytał nawet swoją ulubioną książkę 100 abo więcej razy? Żaden. A dzieci tak. Dzieci są prawdziwymi, najwierniejszymi i najwspanialszymi odbiorcami. W pewnym sensie więc napisanie dla mnie tej bajki i ciepły odbiór z jakim się spotkała (może nie na tak wielką skalę, ale jednak), jest dla mnie wspaniałym doświadczeniem i wielką nagrodą.
- Ciekawi mnie zawsze sposób i okoliczności w jakich powstają książki. Czy podczas pisania towarzyszą Pani jakieś rytuały, ma Pani ulubione miejsce tworzenia ?
Nie było rytuałów, pisałam w domu, kiedy był spokój, najczęściej kiedy byłam sama i nikt nie przeszkadzał. Z Kasią było tak, że ona po prostu się rodziła w mojej głowie i musiałam siadać i wszystko to szybko spisywać, żeby nie uciekło. Zdarzało się też – przyznam to po raz pierwszy– że Kasia wyzwalała we mnie silne emocje związane z osobistymi przeżyciami i płynęły łzy. Na koniec były to już łzy radości ze spełnionego cudu – na szczęście :-). Może to nieco śmieszne, co teraz powiedziałam, że autorka płakała kiedy pisała, ale dla mnie ta książka ma bardzo osobisty wymiar, może nawet wręcz oczyszczający.
Wracając natomiast – samą historię napisałam dość szybko, dłużej trwało szlifowanie jej, znalezienie osoby, która zrobi ilustracje, grafika, który złożył to w całość na szczęście miałam już w domu, więc było łatwiej. Póżniej znalezienie darczyńców, drukarni – to zajęło mi więcej czasu niż przewidywałam.
- Wszyscy wiemy, że należy czytać dzieciom. A jakby Pani miała podać argument zachęcający do czytania, to co by to było ? Co Pani daje kontakt z książką.
Myślę, że czytanie dziecim jest bardzo ważne. Wierzę, że jeśli dużo czytasz dziecku od samego początku wcześniej rozwija się zdolność mowy, zasób słów, budowanie zdań. My bardzo dużo czytaliśmy Oli i ona naprawdę bardzo szybko i ładnie zaczęła mówić. To samo obserwuję u córeczek mojego brata. A znam też dzieci, którym mało czytano i uważam, że ze szkodą dla nich. Oczywiście różne są przypadki, tak jak różne są dzieci. Ale nie znam sytuacji, w której książka zaszkodziła, wręcz przeciwnie. Więc czytajmy dzieciom. To najlepsze co możemy im dać od samego początku. Poza tym czytając dziecku przebywasz z nim, masz kontakt, jesteś dla niego osobą, która wprowadza je w ten świat, słowami maluje obrazy, pomagasz budować jego wyobraźnię. I to jest piękne.
Każdy z nas sięgając po książkę dostaje pewne dobro i wartość. My nie mamy takiego daru tworzenia i pisania, ale możemy czerpać z tego, co ktoś nam ofiarowuje. Możemy z tego skorzystać, może nas to wzbogacać, wzruszać, uczyć. Książki mają wielką wartość i moc. Kiedy byłam mała, w mojej rodzinnej wiosce była biblioteka, którą prowadziła znajoma Pani, ale z której niestety korzystało bardzo mało ludzi. Biblioteka ta była zamknięta, a kiedy ktoś chciał wypożyczyć książkę, szedł do domu tej Pani, która mieszkała obok i ona wtedy otwierała. Pamietam to miejsce dokładnie – było na poddaszu, miało drewnianą, skrzypiącą podłogę, oprócz regałów z książkami i stertami książek, które już w regałach się nie mieściły, były tam piękne paprocie, o które właścicielka bardzo dbała. I wiesz jakie było moje marzenie, którego niestety nie zrealizowałam? Żeby uprosić kiedyś tę panią o klucz, móc się tam zamknąć i w samotności, tylko z książkami spędzić tam cały dzień albo dłużej. Nawet miewałam takie sny. Niestety nigdy nie odważyłam się o to poprosić i teraz z perspektywy czasu żałuję, bo wydaje mi się, że było to osiągalne. Mogłam spróbować zawalczyć. Dziś jest już za późno, od wielu lat nie ma tego miejsca. Czego więc nauczyło mnie to doświadczenie? Że zawsze trzeba próbować póki nie jest za późno, walczyć o swoje pragnienia, kiedy jeszcze na ich realizację jest szansa. Dopiero potem, kiedy zrobisz już wszystko co mogłaś – pozostaje wierzyć w cud. Nigdy nie wiadomo, kiedy i komu on się może przydarzyć. I ostatecznie jaką przybierze postać.
Bardzo dziękuję.
25.12.2019
Historia „Bajki Pomagajki”
Świątecznie, sentymentalnie…
Minął już rok od momentu, kiedy książka „Kasia i Jej Wigilijny Cud” tuż przed Świętami przyjechała do mnie do domu z drukarni, świeżutka i pachnąca, a w moim sercu pojawiła się nieopisana ekscytacja „zrobiłam to!”. Może nic wielkiego, ot książeczka dla dzieci…Jednak dla mnie to coś ważnego, osobistego, wyjątkowego.
Pomysł wykluwał się w mojej głowie dość długo, w zupełnie innych okolicznościach niż ostatecznie powstawała historia o Kasi, scenariusz pierwotnie też był zupełnie inny. Ale tak jak to bywa w życiu – plany się zmieniają, a precyzyjnie ułożone scenariusze rzadko się realizują w 100%.
Kiedy pisałam Kasię, w moim życiu czas był szczególny i trudny na wielu płaszczyznach. To był czas, kiedy nieoczekiwanie miałam się zatrzymać, uspokoić, przewartościować pewne rzeczy, gdy okazało się, że pewne moje plany nigdy nie zrealizują się w takiej formie jakiej bym pragnęła, kiedy był we mnie smutek, ból, niespełnienie, ale też ciągle nadzieja… na cud. Na cud, na który wciąż czekam…
I wtedy właśnie przyszedł czas na Kasię.
Historia małej dziewczynki z domu dziecka, czekającej na swój cud wylała się niemal natychmiastowo z mojej głowy i… mojego serca. W trakcie pisania zrodził się też nowy pomysł – a może zrobić coś więcej? Może nadać temu choćby mały sens? Może znaleźć dom dziecka, któremu będę mogła choć symbolicznie pomóc? Wertując internet trafiłam na Dom Dziecka dla Małych Dzieci w Łodzi. Nie wiem do końca czemu właśnie ten, bo chciałoby się wybrać wszystkie. Ale ostatecznie podjęłam decyzję, że właśnie ten. I że książka będzie elementem wymyślonej przeze mnie idei „Bajka Pomagajka” czyli książeczki nie tylko do czytania, ale i do pomagania. W następnej kolejności rozesłałam maile do różnych firm z zaproszeniem, aby włączyły się akcji, maile z prośbą o wsparcie – choć prosić nie lubię i zawsze było to dla mnie trudne. Tym razem jednak prosiłam nie dla siebie – bo książkę zdecydowałam się wydać sama, za własne środki. Prosiłam dla dzieciaczków. Proponowałam, aby w miarę możliwości przekazać darowizny na rzecz domu dziecka, a w zamian za to, ja na łamach swojej książki zamieszczę logotypy tych firm, które zechcą się włączyć w akcję Bajki Pomagajki. I oto dzięki otwartym sercom ludzi pracujących w kilku firmach możecie teraz znaleźć te logotypy na stronach mojej książeczki i tutaj, na stronie www, a do domu dziecka trafiły różne dary. I choć wiem, że zawsze potrzeby są o wiele większe, to jednak jeśli nasze działania są nawet tylko kroplą w morzu potrzeb warto dołożyć choćby tę jedną kroplę.
Kiedy jakiś czas później pojechałam osobiście do Domu Dziecka w Łodzi możecie domyślać jakie wywarło to na mnie wrażenie. Kiedy pani dyrektor opowiadała o domu, o trafiających do niego dzieciach, o historiach które nigdy nie powinny mieć miejsca, o codziennych problemach – serce pękało na pół i chciało krzyczeć dlaczego dorośli gotują tak straszny los małym, bezbronnym istotom. Wszystko to przeplatały też małe radości np. historia o wolontariuszce, która przychodziła pomagać przy dzieciach i tak bardzo związała się z jednym z nich, że podjęła decyzję, aby zostać mamą zastępczą, o osobach pracujących w domu dziecka, które z oddaniem opiekują się tymi skrzywdzonymi przez los i dorosłych dziećmi, widok młodej mamy z czułością zajmującej się swoim dzieckiem, a która tam właśnie po urodzeniu dziecka znalazła schronienie i pomoc, aby móc dokończyć szkołę… To są widoki i przeżycia, które zostają z Tobą już na zawsze…
Wszyscy pragniemy szczęścia, dobrego, godnego życia wypełnionego miłością. Wszyscy mamy swoje marzenia, te duchowe i te materialne. Miewamy sytuacje, kiedy modlimy się, aby stał się cud… Ale też często tych cudów nie dostrzegamy. A one dzieją się codziennie. Jeśli teraz siedzisz w przytulnym domu, pachnącym choinką i świątecznymi potrawami, a obok Ciebie są Twoi bliscy, to właśnie w Twoim życiu dzieje się cud. To jesteś szczęściarzem, bo nie wszyscy mają to szczęście, bo to co jest dla Ciebie zwyczajną codziennością, dla wielu jest pragnieniem, marzeniem, modlitwą o cud…
Dziś, w tym szczególnym czasie świątecznym wracam myślami do tych wszystkich przeżyć i emocji związanych z Bajką Pomagajką, myślę też o swoich pragnieniach i planach, które chciałabym aby się zrealizowały… Ale też życzę sobie i Wam wszystkim, abyśmy w pogoni za swoimi pragnieniami i marzeniami dostrzegli też te małe cuda, które już nas spotkały, abyśmy umieli za nie dziękować i cieszyć się z nich.
Bajka Pomagajka cały czas jest aktualna, pula książek ciągle jeszcze czeka, aby trafić do Waszych domów, a dzieciaczki nieustająco czekają na pomoc, ale i na swój cud.
Możesz pomagać też indywidualnie, niekoniecznie przez Bajkę Pomagajkę. To tak naprawdę nie ma znaczenia jak, ważne aby chcieć pomóc i podzielić się tym co masz. Pomyśl o tym. Zwłaszcza teraz, w Święta, kiedy mamy chwilę oddechu i odpoczynku, kiedy taka historia jak „Kasia i Jej Wigilijny Cud” może też być pretekstem do rozmowy z naszymi dziećmi na tematy, o których rzadko rozmawiamy lub nie rozmawiamy w ogóle.
I bądźcie czujni. Bo cuda dzieją się codziennie…:-)